To jedno z tych ciast, które pamiętam od zawsze. Jednym z moich wspomnień z dzieciństwa jest wspólne, co sobotnie pieczenie ciast z Mamą i Bratem, chociaż z Bratem to była raczej bitwa kto wyliże miskę ;-)
W każdym razie jednym z takich ciast jest Babka. Jakby przejrzeć internet to tysiące jest przepisów na babkę. Ta jednak jest wyjątkowa. Nie jest to babka piaskowa, wręcz przeciwnie - idealnie wilgotna, nie za słodka z delikatnym posmakiem kakaa. No i przede wszystkim czas wykonania to max 15 minut!




Piekę ją dość często, w sumie to prawie zawsze wtedy kiedy słyszę 'mamo daj coś dobrego'. M. jest ogromnym łasuchem zatem słyszę to co rusz. Jednak mimo wszytko wolę upiec coś sama, niż 'zapychać' go kolejną porcją cukierków, lizaków i czekolad.


Potrzebujemy:


- 3/4 kostki margaryny
- 1 łyżka oleju rzepakowego
- 210 g cukru
- 370 g mąki
- 3 łyżeczki proszku do pieczenia
- 3 jajka
- 1 szklanka mleka


Miękką margarynę i olej ucieramy z cukrem na jednolitą masę. Dodajemy po jednym żółtku ciągle ucierając. Następnie dodajemy przesianą mąkę z proszkiem na przemian z ciepłym (ale nie gorącym!) mlekiem. Na sam koniec dodajemy ubite białka. Ciasto wlewamy do keksówki i wkładamy do nagrzanego piekarnika na 170 stopni. Pieczemy ok 45 - 60 min lub do tak zwanego 'suchego patyczka'.






Ja często robię babkę dwukolorową. Wystarczy zostawić w misce trochę ciasta i dołożyć 1 łyżkę gorzkiego kakaa oraz trochę ciepłego mleka i wymieszać. Wlać na górę ciasta i delikatnie wymieszać :-)


Smacznego!
Klopsy z jajek to danie szybkie w wykonaniu i bardzo dobre. Ale jest jeszcze jeden powód - M.
Rok temu M. ubzdurał sobie, że jajek jednak nie lubi i jeść nie będzie. No a wiadomo, że jak dziecko powie stanowcze 'NIE' to dyskusji nie ma.


Nikomu też tłumaczyć nie trzeba, że jajka są zdrowe i w rozwoju dziecka grają dużą rolę. Zawierają witaminy A i E, D, PP oraz witaminy z grupy B. Są źródłem żelaza, magnezu, wapnia, fosforu, cynku oraz potasu.


Warto pamiętać jednak, że białko jajka kurzego jest silnym alergenem dlatego lepiej podać je dziecku po pierwszym roku życia.
Żółtko natomiast można wprowadzać do diety dziecka już w 7. miesiącu życia.


To właśnie klopsy z jajek są moim sposobem na małego uparciucha. Poniżej przepis i sposób podania.


- 5 dużych jajek
- bułka tarta
- 2 łyżki pokrojonej natki pietruszki
- sól, pieprz do smaku
- oregano, bazylia opcjonalnie


4 jaja gotujemy na twardo. Po przestudzeniu przeciskamy przez praskę do ziemniaków. Dodajemy przyprawy, natkę pietruszki, surowe jajko i mieszamy. Kiedy już wszystkie składniki połączą się dodajemy bułkę tartą. Dosypujemy tak długo, aż masę da się uformować.


Klopsy smażyć na łyżce oleju lub oliwy z oliwek, aż zyskają złocisty kolor.





Głównym bohaterem tego dania jest groszek.
Groszek w tej postaci M. zajada na obiad, na deser, na podwieczorek. I kiedy już nie wiem co mu zrobić do zjedzenia groszek zawsze jest trafieniem w samo sedno.
Dlaczego warto jeść zielony groszek?
Zielony groszek zawiera mnóstwo minerałów i witamin m.in. A, C, E, K, B1, B2, B3. Zawiera wapń, żelazo, magnez, fosfor, sód, potas.


Obecne również w groszku witamina B6 i kwas foliowy dobroczynnie wpływają na układ krwionośny.
Duża ilość żelaza zawarta w zielonym groszku redukuje zmęczenie i znużenie, wspomaga prawidłowe formowanie się komórek oraz niweluje ryzyko wystąpienia anemii. To tylko niektóre z przykładów, które powinny przekonać niejadków do jedzenia groszku.


Groszek, który ja robię jest delikatny, lekko słodki i miękki. Dlatego tak chętnie go zajadamy.


Potrzebujemy:






- puszka zielonego groszku
- cebula dymka (ewentualnie zwykła cebula)
- pół łyżeczki brązowego cukru
- 1/2 szklanki wody
- 2 łyżki oliwy z oliwek


Cebulę kroimy na drobną kosteczkę i wrzucamy na rozgrzaną patelnię o grubym dnie. Lekko podsmażamy aż zmięknie, cukrujemy, dodajemy odsączony groszek. Chwilę przesmażamy, cały czas mieszając. Dodajemy wodę i pod przykryciem na małym gazie gotujemy 10 minut. Mieszać co jakiś czas. Po tym czasie zdjąć pokrywkę i gotować jeszcze 5 minut aż woda trochę odparuje.




Podawać na ciepło. U nas tym razem groszek był z ziemniaczkami i piersią z kurczaka w panierce z migdałów.






Smacznego :-)


Jako że M. tabletek i syropów nie zażywa, nie bo NIE, jesteśmy często w kropce. Kiedy słyszę opowieści znajomych jak to ich pociechy wyczekują pod szafkami z syropami o wszelakich słodkich smakach to wierzyć mi się nie chce, że akurat mi trafił się taki Egzemplarz, co jak słyszy 'dam ci syropek' to dostaje drgawek i ucieka z krzykiem.  
W akcie desperacji, bo jakoś jednak z przeziębieniem trzeba walczyć zagłębiłam się w naturalne metody leczenia. Tak się akurat złożyło, że w ostatnich dniach musiałam 'te' sposoby wprowadzić w życie. I oto stało się - zadziałało!






Na gorączkę:
- sok z grejpfruta (świeżo wyciskany)
- smarowanie łydek od wewnętrznej strony sokiem z cytryny


Na katar:
- smarowanie koło noska maścią Majerankową
- do miseczki nalać gorącej wody i dodać 10 kropli olejku z drzewka herbacianego. Najlepiej na noc, dzięki temu łatwiej się oddycha.


Na kaszel:
Syrop z buraka! Rewelacja! Przepis poniżej.
3 buraki wielkości kurzego jajka, trzemy na drobnych oczkach. Zalewamy 1/3 szklanki wrzącej wody i gotujemy 5 minut na najmniejszym gazie, tak aby woda się nie wygotowała. Ostudzić i przecisnąć przez sitko tak, aby buraki zostały jak najbardziej suche.
Dodać 1/2 łyżeczki miodu i wymieszać. Pić po łyżeczce 3 - 4 razy dziennie.


Nam udało się tym razem pokonać przeziębienie bez leków. :-)


Zachęcam Was do podzielenia się swoimi doświadczeniami w walce z przeziębieniem :-)

Właśnie w takie dni jak te, kiedy dzieci są zakatarzone, zakaszlane i nie czarujmy - wesołe i uśmiechnięte to One nie są! Wręcz przeciwnie - płaczliwe, zmierzłe, jedno odstawię na ziemię to drugie chce na ręce. Matko! A kto mnie ponosi i poprzytula? No nic, Matką jesteś w garść się weź! 






Do sedna!  Właśnie w te dni doceniam to, że moje małe robaczki idą spać o 19.30. Bez uprzedniego godzinnego bujania, śpiewana, wykonywania magicznych sztuczek żeby zasnęły.
Po postu kładę do łóżeczka, mówię 'Dobranoc, kocham Cię' gaszę światło i wychodzę. I już! Cisza, wolny wieczór. Teraz będzie tylko lepiej. Ogarnę stertę zabawek, załaduje zmywarkę i mogę odpoczywać :-)




Kochane Mamy pewnie niektóre z Was zastanawiają się jak to możliwe. A i owszem! Możliwe.
Kiedy M. miał 6 miesięcy, a ja perspektywę bycia z nim sam na sam 24 h na dobę (delegacja męża) ogarnęła mnie panika. Jako że mały miał kolki był nauczony noszenia, bujania i innych tego typu metod usypiania. Udałam się do księgarni w celu zakupienia mądrej książki, ratunku na moje bolączki. I o dziwo w stercie poradników 'must have' znalazła się ta jedna, która uczyniła moje (i jakby nie patrzeć męża tyż) wieczory spokojne i ciche.
Mowa o książce 'Każde dziecko może nauczyć się spać' A. Kast-Zahn H. Morgenroth
Metodę jaką opisują wygląda pokrótce tak:

Dziecko kładziemy do łóżeczka i stosujemy zasadę 3 - 5 - 7 minut. Od razu dodam, że nie byłam w stanie wytrzymać płaczu mojego małego ukochanego robaczka, więc się złamałam i weszłam po minucie, nic do dziecka nie mówiąc i nie wyciągając z łóżeczka, głaszczemy je, całujemy i po minucie wychodzimy. 
Ja stosowałam ramy czasowe 1 - 2 - 3 minuty, na drugi dzień o minutę wszystko wydłużyłam. Po trzech dniach M. sam zasnął i tak jest do dziś, a ma 3 lata☺
Oczywiście kluczem do sukcesu jest konsekwencja! Trzeba ustalić dziecku stałą porę spania no i na około 30 minut przed snem już tylko się wyciszać, bez szaleństw. Tylko przytulanie i czytanie bajek.
Z córką problemu nie mieliśmy, ponieważ od urodzenia była spokojniejsza i bez protestów przystała na opcję samodzielnego zasypiania.



Obsługiwane przez usługę Blogger.