Tym razem wybór padł na mąkę owsianą. Placuszki są delikatne i mięciutkie, idealnie komponują się ze słodkim smakiem mango.


Potrzebujemy:
- 1 1/2 szklanki mąki owsianej
- 1 łyżeczka sody
- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1 1/4 szklanki kefiru
- 1/4 szklanki oleju
- szczypta soli

Wszystkie składniki umieszczamy w misie miksera i mieszamy, aż uzyskamy konsystencję gęstej śmietany.
Placuszki pieczemy na rozgrzanej patelni z dodatkiem oleju kokosowego.

Sos jogurtowy z mango:
- szklanka jogurtu greckiego
- 1/2 mango

Mango obieramy, kroimy na kawałki i blendujemy z jogurtem.


Smacznego ☺
Z racji, że słoneczko przygrzewa i tęsknota za gorącą Italią przybiera na sile, postanowiłam uraczyć swoich bliskich oraz siebie włoskimi smakami. Postawiłam na sprawdzoną w naszym domu zupę minestrone. W oryginale nie wygląda tak jak moja, ale z racji, że moje pociechy wraz ze swoim ojcem nie przepadają za zupami, w których pływa coś więcej poza makaronem, ryżem, marchewką lub grzankami hitem są u nas zupy - kremy. Tak też poczyniłam z minestrone i chociaż pewnie Włosi by mnie zlinczowali, najważniejsze, że dzieciaczkom smakuje! :-)



Potrzebujemy:
- 1 cebula
- 1 ząbek czosnku
- 1 szklanka pokrojonych w kosteczkę i obranych ziemniaków
- 2/3 szklanki pokrojonej w plasterki marchewki
- 1 szklanka obranej i pokrojonej w plasterki cukinii
- 1 l bulionu wołowego
- 2 puszki pomidorów bez skórki
- 1 łyżka posiekanej natki pietruszki
- 1 puszka fasoli cannellini (opłukanej i odsączonej)

W rondlu rozgrzewamy oliwę i wrzucamy pokrojoną na plasterki cebulę oraz wyciśnięty czosnek i smażymy ok. 5 minut. Dodajemy ziemniaki, marchewkę i cukinię po czym smażymy kolejne 5 minut. Po tym czasie wlewamy bulion oraz pomidory wraz z sokiem i gotujemy na wolnym ogniu godzinę.
Na 10 minut przed końcem dodajemy posiekaną natkę pietruszki i fasolę.
Ugotowaną zupę blendujemy. Można podawać z chrupiącym pieczywem lub grzankami.

Smacznego ☺
W tym roku ruszyła już IV edycja kampanii edukacyjno-informacyjnej '5 porcji warzyw, owoców lub soku' dlatego postanowiłam, że dział Gotowanie wzbogacę o przepisy na szybkie, smaczne i bardzo zdrowe soki, które Wasze dzieci pokochają.


Tym razem wybór padł na...

- 3 duże jabłka
- 1 duży banan
- 1 dojrzałe, miękkie mango

Banan razem z obranym i pokrojonym mango blendujemy.
Umyte, obrane jabłka przeciskamy przez sokowirówkę. Soki łączymy i gotowe!

Na koniec, tradycyjnie kilka słów o owocach, które wykorzystaliśmy do naszego soku. 

Jabłka - poprawiają perystaltykę jelit, wspomagają trawienie, są bogate m. in. w witaminy C, B, żelazo, magnez, wapń, potas
Banan - jest przede wszystkim bogaty w potas oraz magnez. Ponad to wspomaga pracę mózgu oraz układu pokarmowego. Te żółte owoce posiadają mnóstwo witamin m. in. A, B1, B2, B3, B5, B6, B11, B12, C, D, E, K
Mango - jest bogatym źródłem witaminy C oraz witamin z grupy B, które wzmacniają system odpornościowy. Zawiera dużo potasu, magnezu i miedzi

To, że uwielbiamy wszelkie naleśniki i placuszki już wiecie. Dlatego prezentuję Wam przepis na kolejny, szybki obiad. Przepisów na te małe amerykańskie pancakesy jest mnóstwo. Jedne są delikatne i puszyste, inne gumowe i twarde. Jednym bliżej do oryginału, innym zupełnie nie po drodze. Te, które prezentuję dzisiaj, są bardziej podobne do polskich naleśników, są na prawdę smaczne i bardzo łatwe w przygotowaniu.



Potrzebujemy:
- 140 g przesianej mąki
- 1 jajko
- 200 ml mleka
- 2 łyżki roztopionego masła
- 1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
- szczypta soli
- 1 jabłko pokrojone na cienkie plasterki
- ulubione owoce


Jajko ubijamy mikserem na puszystą masę, dodajemy pozostałe składnik i miksujemy, aż uzyskamy konsystencję gęstej śmietany.
Ciasto nakładamy łyżką na rozgrzaną patelnię z odrobiną tłuszczu. Po nałożeniu ciasta na patelnię, na surową stronę placuszka układamy 2 plasterki jabłka i delikatnie 'wciskamy' do środka, po czym dolewamy jeszcze trochę ciasta, tak, aby zakryć jabłka. Po ok. 2-3 minutach przewracamy placuszki na drugą stronę i smażymy kolejne 2-3 minuty.
Placuszki podałam dodatkowo ze śmietaną, borówkami, bananem, gruszką i truskawkami.

Smacznego :-)


Nie wszystkie dzieciaczki chętnie zajadają owoce i warzywa. Nie raz słyszę, kiedy znajomi opowiadają jak bardzo muszą się nagimnastykować, żeby dziecię zjadło owoc. Moja dzisiejsza propozycja to sok owocowo-warzywny. Tak proste, że aż człowiek na to nie wpadnie ;-)



Potrzebujemy:
- 3 duże jabłka
- 1/2 małego ananasa
- 1 kiwi
- 3 marchewki

Jabłka myjemy, obieramy i kroimy na ćwiartki. Ananas obieramy i wykrawamy środek. Kiwi obieramy i kroimy na pół. Marchewki myjemy i obieramy. Wszystkie składniki przepuszczamy przez sokowirówkę. Gotowe. 

Na koniec, kilka słów o naszych składnikach.

Jabłka - to owoce bogate w witaminę C, mają właściwości odkwaszające organizm. Ponad to jabłka są źródłem żelaza, które zapobiega anemii.
Kiwi - owoc, który jest prawdziwą bombą witaminową, zawiera m.in. witaminy C, B, E, K, miedź, żelazo, cynk, potas, wapń, magnez. 
Ananas - jest źródłem manganu, żelaza i miedzi, pierwiastków odpowiedzialnych za kondycję naszych kości. Owoc ten zapobiega również zaparciom i wzdęciom. 
Marchewka - na temat marchewki można pisać bez końca. Lista witamin i składników mineralnych jest bardzo imponująca, dlatego wymienię te, których nie było w trzech poprzednich składnikach naszego soku. Są to: witaminy A, B1, B6, H, PP. A także sód, fosfor, cynk, kwas foliowy.
Klopsiki z indyka są u nas jednym z pewników. To znaczy robiąc taki obiad mam 100% gwarancję, że moje dzieci zjedzą obiad od A do Z.
Danie jest stosunkowo szybkie w przygotowaniu i co ważne, jest przepyszne.



Potrzebujemy:
- ok. 800 g filetu z indyka
- 1 duża cebula
- 1 czerwona papryka (najlepiej konserwowa, surowa może być ciężko strawna dla dzieci)
- 1 jajko
- sól, pieprz do smaku
- bułka tarta


Mięso dokładnie myjemy i kroimy na kawałki tak, aby zmieściły nam się w maszynce do mielenia. Cebulę obieramy i kroimy na ćwiartki. Z papryki obieramy skórę i kroimy. Wszystko przepuszczamy przez maszynkę do mielenia mięsa. Następnie do zmielonego mięsa dodajemy sól, pieprz i surowe jajko. Wszystko dokładnie mieszamy ręką i dosypujemy tartą bułkę.
Robiąc klopsy z mięsa indyczego należy pamiętać, że nie jest to mięso tłuste, dlatego zawsze będzie się kleiło do rąk, niezależnie ile bułki tartej wsypiemy.
Kiedy przystąpimy do kształtowania klopsików warto mieć zwilżone ręce, mięso nie będzie się kleiło.
Klopsiki delikatnie obtaczamy jeszcze w bułce tartej i układamy na talerzu.



Następny krok to pieczenie.
Na rozgrzanej patelni z niewielką ilością oleju rzepakowego układamy klopsiki i pieczemy z każdej strony ok. 3 minuty. Pod koniec smażenie dolewamy odrobinę wody i dusimy pod przykryciem ok. 2 minuty.


Tak przygotowane klopsiki podajemy z czym tylko lubimy. My jadamy z sosem śmietanowo-chrzanowym. Dzieciaczki natomiast lubią 'suche' klopsiki ☺


Smacznego ☺


Moja mała Królewna dzisiaj skończyła Roczek. Kiedy to przeleciało?
Jak dziś pamiętam rozpoczynające się bóle, pożegnanie z moim milusińskim i w drogę. Potem akcja zwolniła i słowa położnej, że nic z tego dzisiaj nie będzie. Na szczęście po godzinie sytuacja obróciła się o 180°. Potem było już z górki.
W końcu doczekałam chwili, kiedy trzymałam moja małą Kruszynkę w objęciach.
Pamiętam to jak dziś. Zdecydowanie za szybko ten czas biegnie. Moja Malutka, 2,5 kilowa słodycz jest już 9 kilowym rozbrykanym gizdem, który potrafi szantażować i kłócić się, mimo, że jeszcze nie mówi ;-)
Przy Niej macierzyństwo ma dla mnie zupełnie inny wymiar. Będąc już mamą myślałam, że nic mnie nie zaskoczy. Bardziej chyba się nigdy nie myliłam. Jak już Wam kiedyś pisałam, moje dzieci różnią się wszystkim. Łączy je jedno (poza rodzicami of course) są przeogromnie słodkie! Mimo, że nie raz jestem na skraju wyczerpania psychicznego i dodam tylko, że to dzisiejsza Solenizantka jest mnie w stanie szybciej rozłożyć na łopatki niż jej Brat, to i tak cieszę się, że jestem tu i teraz!


Sto lat moje Małe Szczęście!


















W żadnym wypadku nie czuję się ekspertem w dziedzinie ciast drożdżowych. Szczerze mówiąc, “kontakt” z drożdżami miałam może ze trzy razy. I z zażenowaniem dodam, że były to tylko spody do pizzy ;-)
Tu się moje dokonania kończą. No ale, zajączek przyniósł mi książkę Zamień chemię na jedzenie i rzecz jasna, na pierwszy ogień musiało iść coś słodkiego. Tak na dobry, słodki początek dnia bułeczki drożdżowe z serem. Przepis dziecinnie prosty. Niewielkim nakładem czasu i pracy możemy przygotować na śniadanie coś na prawdę smacznego i zdrowego.
Przepis jest z połowy porcji i jest lekko zmodyfikowany.
Polecam!



Potrzebujemy:


Masa serowa:
- 250 g sera twarogowego
- 1 żółtko
- 3 łyżki brązowego cukru


Wszystkie składniki umieścić w misce i dokładnie zmiksować.


Ciasto:
- 150 ml mleka
- 30 g świeżych drożdży
- 60 g brązowego cukru
- 32,5 g masła
- 300 g mąki orkiszowej jasnej
- 1 jajko
- 1/2 łyżeczki soli


W garnku podgrzewamy mleko. Ciepłe (nie gorące!) mleko łączymy z cukrem i drożdżami. Delikatnie mieszamy, aż cukier się rozpuści.
W rondlu rozpuścić masło i lekko ostudzić. Do mleka dodajemy pozostałe składniki i wyrabiamy ciasto. Na podsypaną mąką stolnicę wyciągamy ciasto i wałkujemy je na prostokąt o grubości ok. 1 cm.
Na ciasto wykładamy masę serową, którą musimy cienko rozsmarować.
Ciasto zawijamy w rulon, zwijając dłuższym bokiem. Rulon kroimy na ok. 5 cm kawałki. Drożdżówki układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Bułki przykrywamy czystym ręcznikiem i odstawiamy na 20 minut. Po tym czasie wierzch bułki smarujemy białkiem i posypujemy brązowym cukrem. Drożdżówki pieczemy ok. 20 - 25 minut w piekarniku w 180°.
Smacznego :-)



Tak w sam raz po świątecznym objadaniu, może lepiej byłoby przed świętami, ku przestrodze. No, ale jest jak jest, także czytajcie i dzielcie się swoimi spostrzeżeniami ;-)



Ja znam tylko jedno dziecko, które nie rzuca się na słodycze kiedy je widzi. Mało tego, Ona nie je w ogóle słodyczy, po prostu nie lubi.Autentycznie zazdroszczę jej rodzicom. Oczywiście jest to życzliwa zazdrość.
Moje starsze dziecko swoją przygodę ze słodyczami rozpoczęło przed drugimi urodzinami. I nie mam pojęcia jak to się stało, ale chyba wszyscy z tej radości (!?), że dziecię już je ciasteczka, czekoladki i inne takie, rozpoczęli proces 'pociskania'. Kto da więcej, kto da coś nowego. Przymykałam oko, no bo kto z nas nie jadł w dzieciństwie słodyczy. Ja sama byłam słodyczoholikiem.
M. dostawał w domu słodycze tak o! Bez okazji, po prostu. No może znowu trochę przesadzam, bo nie były to jakieś horrendalne ilości, ale z perspektywy czasu i tak było tego dużo za dużo.
Kryzys nastał dość szybko. M. ledwo się budził i od razu chciał coś dobrego. Tak jak wcześniej nie było problemów z jedzeniem, tak nagle stracił apetyt, oczywiście tylko na konkrety. Na słodycze zawsze ochota była. Miarka się przebrała w momencie, kiedy powiedzieliśmy STOP. Słodycze ok, ale na naszych warunkach. Na pierwsze NIE dostał ataku szału. Zaczął wrzeszczeć jak opętany. Zostaliśmy bez słowa, bo jemu NIGDY takie zachowanie się nie zdarzało. Odmawialiśmy mu nie raz, czy w sklepie zakupu kolejnej zabawki czy też w domu kiedy mówiliśmy, że wystarczy bajek. Wszystko przyjmował spokojnie. A tu taki szał.


Całkiem przypadkowo wtedy natknęłam się na książkę Cukier dzieci nie krzepi. Przeczytałam ją z ciekawości w dwa wieczory. I moje myślenie się zmieniło całkowicie. Nie jestem osobą podatną na sugestie, mam swoje zdanie i raczej nie daję sobie wejść na głowę. Ale ta książka zrobiła na mnie wrażenie i uświadomiła mi coś, co podświadomie wiedziałam.
Czytając tą książkę znalazłam rozwiązanie naszego problemu.
Cukier, cukier, cukier - samo zło.
Oczywiście nie ma co popadać w paranoję i w 100% rezygnować z cukru. Jestem akurat zdania, że diety nie mają sensu. Po prostu trzeba jeść wszystko, ale z umiarem i to jest najlepsze rozwiązanie.


Książka, o której piszę jest świetnym poradnikiem dla rodziców, którzy chcą ograniczyć cukier w diecie swojego dziecka, ale nie wiedzą jak się za to zabrać.
Wprowadzi Was również w tajniki tego, gdzie skrzętnie ukryty jest cukier. Czego unikać obowiązkowo, a na co możemy pozwolić naszym pociechom.
Książka jest napisana przejrzyście, bez zbędnego zwodzenia. Każdy znajdzie w niej coś dla siebie.


Z własnego doświadczenia powiem Wam, że po przeczytaniu tej książki pierwszy raz, zabraliśmy się za Starszego konkretnie. Pierwsze trzy dni były bardzo kryzysowe. Jednak byliśmy nieugięci i udało się nam przez to przejść wspólnie.
Obecnie sytuacja wygląda tak, że M. pięknie zjada wszystkie posiłki, a słodycze ograniczone są do minimum.


Jedyny problem jaki wiąże się z tym, że słodyczy na co dzień nie ma, to fakt, że trzeba dziecku zapewnić zastępnik. Tak więc piekę ciasta, ciasteczka, robię różne desery. Staram się ograniczyć przy tym cukier. Zamiast białego cukru wprowadziłam ksylitol, melasę, syrop z agawy lub po prostu brązowy cukier.
Jeżeli chodzi o napoje, to też trzeba się przyjrzeć co piją nasze dzieci.


Oczywiście, skłamałabym mówiąc, że kiedy moje dziecko widzi słodycze zupełnie je ignoruje. Nie czarujmy się, słodycze mu smakują, (mi też; -)) ale to nie oznacza, że ma mieć do nich bezpośredni dostęp całą dobę. To co możemy dać naszym dzieciom poza miłością, to zdrowie.
Dlatego warto zainteresować się tym co jedzą nasze dzieci ☺

Obsługiwane przez usługę Blogger.